Nasze motto:

Nasze motto:

Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej.


Rynek Główny w Krakowie

Ze względu na bliskie położenie królewskiego miasta Krakowa, nie mogło go zabraknąć na naszej liście wyjazdów z Olą. Naszym celem było odwiedzenie Rynku Głównego, a w szczególności udostępnienie Oli możliwości karmienia chlebem krakowskich gołębi. Wyruszyliśmy przed południem w piękny słoneczny majowy weekend 2010r. Miejsce parkingowe znaleźliśmy bardzo blisko Rynku, mianowicie przy Kleparzu na bezpłatnym parkingu. Po wejściu na płytę Rynku Ola od razu powędrowała w kierunku większego stada gołębi, które były już zwabione chlebem przez inne dzieci. 
Karmienie gołębi
Śmiało do nich dołączyła i zaczęła karmić gołębie, rzucając im swój przywieziony ze Skalbmierza chleb. Zabawa wśród gołębi trwała dobre kilkadziesiąt minut, do czasu gdy córka nie ujrzała pięknie udekorowanych krakowskich dorożek. Konie wzbudziły w niej nową "dawkę" energii. Musiałem zwiedzić z Olą wszystkie dorożki. Odbyło się to oczywiście trzymając Córcię "na barana", choć Ola nazywa takie noszenie konikiem (stąd pewnie musiały być dorożki zwiedzane z wysokości taty karku "konika". Nasza podroż wśród dorożek była bardzo wyczerpująca, przynajmniej dla mnie ;), dlatego postanowiliśmy odpocząć w trójkę w jednej z krakowskich restauracji na Rynku przy lodowych pysznościach. 
Krakowskie lody
Po zjedzeniu lodów udaliśmy się w kierunku Zamku Królewskiego na Wawelu, ale o tym w następnym wpisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz